![książki o zmianie diety](http://doktornutria.pl/wp-content/uploads/2019/03/top5wiosna4.png)
Top 5 książek o zmianie stylu życia. Idealne na WIOSENNĄ ODNOWĘ!
Wiosna ma to do siebie, że cieplejszy wieje wiatr, znów nam ubyło lat (akurat!) i rozkwitły bzy. Ale przede wszystkim to w przyrodzie czas przemiany, zwiększonej energii. Warto to wykorzystać i śpiewająco wejść w ten wyjątkowy okres roku.
Rozkwit pąków i radosne ptasie świergotanie to iskra, która może zapoczątkować rewolucję w Waszym życiu. Ale, aby płomień zmian nie strawił się zbyt szybko, potrzeba nie tylko zapału, ale też wiedzy i ciągłego podsycania pragnienia zmian.
Dlaczego akurat książki?
Chciałabym wykorzystać ten moment, aby przedstawić Wam garść inspiracji w formie pisanej. Takich, które mogą utwierdzić Was w przekonaniu, że chcecie i możecie żyć inaczej. Książek na wskroś praktycznych i nieskomplikowanych w odbiorze. I budujących w czytelniku poczucie, że naprawdę: yes, you can do it!
Przyszły mi do głowy tytuły wcale nie nowe. Takie, które są na rynku już od lat, ale wciąż robią wrażenie na osobach, którym wpadną w ręce po raz pierwszy. To petardy, które mają potencjał, aby zmieniać życie.
Dla kogo te książki?
Z przykrością muszę stwierdzić, żę wciąż rozczytują się w nich niewielkie grupy osób, które przeważnie już i tak swoje wiedzą i tylko dokładają kolejne klocki do zdrowotnej układanki.
Moim marzeniem jest, żeby ten przekaz sięgnął znacznie dalej. Myślę tu o osobach, które NAPRAWDĘ ROZPACZLIWIE tego potrzebują: o seniorach, przewlekle chorych i ludziach, którzy z zasady w pogardzie maja wszelkie prozdrowotne/ekologiczne ruchy, doszukując się w nich dowodu na potwierdzenie spiskowych teorii lub interesu majętnych grup wpływu.
Co łączy te książki?
-
Rzetelna wiedza
Nie znajdziecie w nich rewolucyjnych/spiskowych teorii. Większość przedstawionych informacji to prawdy znane, poparte licznymi badaniami. Ale jakoś tak się dzieje, że sensacyjne z…nikąd wzięte teorie mają o niebo lepszą prasę i potrafią rozprzestrzeniać się lotem błyskawicy. A potem zakorzeniać na długo w formie legend miejskich powielanych bez głębszej refleksji.
-
Autentyczność
Opowieści te są przeważnie poparte osobistymi doświadczeniami autorów i stanowią historię ich drogi do odkrycia prawd ważnych, przydatnych i skutkujących świetnymi rezultatami w życiu codziennym. Porady zawarte w większości tych książek są bardzo osobiste i praktyczne.
-
Minimalizm
Wszystkie pozycje eksponują rzeczy najważniejsze, które przy minimum wysiłku przekładają się na jak największy efekt w życiu codziennym
-
Praktyczność i ekonomia
Porady literackie nie są zupełnie oddalone od realiów codziennego życia. Książki te rozprawiają się z jednym z najbardziej krzywdzących mitów. Zdrowy styl życia wcale nie musi być skomplikowany i czasochłonny. A tym bardziej nie musi kosztować zbyt wiele!
-
Różnorodność
Nie da się oddzielić ciała od ducha, pielęgnacji ciała od żywienia, aktywności fizycznej od dbania o figurę. Każda z tych książek dotyka wielu aspektów dbania o zdrowie i uświadamia nam, że zdrowy styl życia to wieloetapowy proces.
Często chęć zrzucenia dodatkowych kilogramów pociąga za sobą większą świadomość i plan zmiany diety nie dla zmniejszenia masy ciała, ale po prostu dla zdrowia. Idzie za tym również zwiększenie aktywności fizycznej. Następnie poniekąd naturalnie pojawia się chęć wyeksponowania naturalnego wewnętrznego piękna na zewnątrz. A także dbanie nie tylko o nasze ciała i umysły, lecz również o bliższe i dalsze otoczenie- dom, miasto, świat.
Oczywiście do tych wszystkich zmian nie dochodzi w jednej chwili. Jest wręcz wskazane, aby poszczególne obszary odkrywać krok po kroku, aby wprowadzone zmiany były jak najbardziej trwałe.
Zaznaczam, że opisy pod tytułami to nie recenzje. Do tych odsyłam Was w linkach pod zdjęciami. Fotografie zamieszczone we wpisie pochodzą właśnie z innych blogów, które szerzej omawiają poszczególne pozycje*.
* Pod każdą z książek znajdziecie za to bardzo osobistą rubrykę ” Co zmieniła w moim życiu?”. I tu nie chodzi o to, żeby się przechwalać. Bo nie ma czym. Opisuję tam w podpunktach te moje lepsze dni. Kiedy tańczę, śpiewając jak bohaterka Disneyowskiej kreskówki a uśmiechnięte imbryki same zalewają mi herbatę z ekologicznego suszu. Są też dni gorsze. A w większości te zwykłe, gdzie po prostu staram się kawałek po kawałku zmieniać, ile się da.
Jak więc wygląda literackie wiosenne top 5?
1. ” Zamień chemię na jedzenie”, Julita Bator
Absolutne ABC zdrowego żywienia. Zaoszczędziłabym wiele lat moich poszukiwań żywieniowych, gdyby wcześniej wpadła mi w ręce.
![Zamień chemię na jedzenie](http://doktornutria.pl/wp-content/uploads/2019/03/recenzjeZCNJ-1024x683.jpg)
ZALETY:
- Olbrzymia ilość naukowej i przystępnie opisanej wiedzy. Mimo, iż autorka nie ma wykształcenia medycznego/dietetycznego, pisze rozsądniej niż niejeden profesor „z branży”.
- Przybliża świat dodatków pod wezwaniem literki „E”. Autorka uczy też, gdzie takie chochliki niespodziewanie można odnaleźć.
- Rozprawia się z mitami dotyczącymi cukru, mleka, tłuszczu, jajek oraz soli
- Bardzo wnikliwa analiza poszczegolnych grup produktów: mamy tu szczegółowe rozbicie m.in. na zboża, ryby, konserwy, bakalie, napoje i przetwory
- Kompletnie nieatrakcyjna graficznie (niech Was to nie zniechęca!) opowiesc o tym, co oferuje nam przemysl spożywczy w polskich warunkach. Bogata lista rozłożonych na czynniki pierwsze produktów typu sok, kawa, ketchup, która częściowo odbiera nam chęć na kolejne zakupy w spożywczaku.
- Rewelacyjne przepisy, które warto mieć pod ręką w minimalnej odległości od blatu roboczego, ze względu na ich praktyczny wymiar. Większość produktów występujących w powszechnym użyciu (kisielki, sosiki i cukierki) można zrobić samemu i opisanie tego procesu w 2-3 krokach jest niezwykle atrakcyjne.
Co zmieniła w moim życiu?
- Nauczyłam się gotować tanio i zdrowo. Uratowała budżet domowy, gdy okresowo musieliśmy rodzinnie przerzucić się na mleka roślinne.
- Poznałam 2 paczki z warzywniaka: „parszywą dwunastkę” (najbardziej skażone płody rolne) i „czystą pietnastkę” (ich przeciwieństwo). Wiem też, za które produkty ekologiczne warto dopłacić
- Ugruntowałam umiejętność czytania etykiet. Wielokrotna (i w niektórych produktach zaskakująca!) obecność podejrzanych składników zapada w pamięć na tyle, że na zakupy nie trzeba wybierać się z całą listą subtancji niepożądanych.
- Polubiłam się z mrożonkami
- Pilnuję kalendarza sezonowych warzyw i owoców
- Pokochałam babcine słoiki
- Przestałam kupować byle jakie bakalie
- Postanowiłam przemycać warzywa strączkowe w codziennym menu.
- Uwierzyłam, że znalezienie niepryskanych, minimalnie przetwarzanych warzyw, owoców, mięsa i nabiału jest możliwe! W ciągu tygodnia miałam kompletną listę dostawców.
2. „Insulinooporność w polskiej kuchni” Magdalena Makarowska, Dominika Musiałowska
Insulinooporność? Że niby Ty?
A dlaczego nie! Niestety obserwuje się zatrważający wzrost zapadalności na tę przypadłość. I pewnie- obecnie dysponujemy bardziej dostępną diagnostyką. Pewnie- wzrosła świadomość społeczna na temat tego zagadnienia. Ale to wciąż za mało!
Ta książka uświadamia jak wiele osób znajduje się w kręgu ryzyka i jak wielu z nim można w prosty sposób pomóc. Przede wszystkim: diagnozując!
![Insulinooporność w polskiej kuchni](http://doktornutria.pl/wp-content/uploads/2019/03/recenzjeIWPK.jpg)
ZALETY:
- Jest to już trzecia książka z tej serii, jednak moim zdaniem najbardziej konkretna i przystępna.
- Typuje dokładnie osoby, które powinny poddać się bardziej szczegółowej diagnostyce. A jest to dość spore grono. Fakt, że przynajmniej częściowo jest ona dostępna w ramach NFZ, tym bardziej podnosi wartość praktyczną tej pozycji.
- W sposób skrótowy i schematyczny (czyli to, co misie lubią najbardziej) opisuje skomplikowane zagadnienie nabywania oporności na insulinę.
- Wprowadza pojęcie m.in. Indeksu Glikemicznego i tym podobne, które w społecznej świadomości niestety wszystkie razem wzięte są wciąż mniej warte od przeklętych kalorii (a to błąd!)
- Uczy jak prawidłowo przygotować się do krzywej glukozowo-insulinowej. Niestety wielu pacjentów wykonuje ów test nieprawidłowo i stąd częste wątpliwości lub błędy diagnostyczne, których małym wysiłkiem można by uniknąć.
- Jest często ostatnią deską ratunku dla osób, które brzydzą się wszelkimi obco brzmiącymi składnikami i składają dietetyczną broń przy pierwszym „quinoa” w druku
- Ma olbrzymią bazę prostych i smacznych dań, które są niejako tłumaczeniem „z polskiego na nasze” przysłowiowych pierogów i schabowych
- Potrawy zawarte w tej książce są bardzo uniwersalne. Rezygnacja z białej mąki i cukru? Jest. Unikanie dań przetworzonych? Także. Promowanie dobrych tłuszczów i tych lepszych metod obróbki termicznej? Obecne. A więc zaliczone! Książka nie przysporzy problemów nawet osobom borykającym się z innymi problemami zdrowotnymi, np. miażdżycą, nadciśnieniem czy chorobami serca.
- Przepisy zawarte w książce mogą być stosowane nawet u zdrowych osób jako element profilaktyki. Nie przewiduje wielkiej eliminacji dużych grup produktów ważnych dla naszego funkcjonowania. A podnosi świadomość żywieniową czytelników i uczy zdrowej kuchni.
- Stawia na małe, proste zmiany stylu życia. Warzywa w każdym posiłku. Picie 1,5 l płynów. Śniadanie codziennie. Nasiona/ orzechy w diecie. Minimum 7 000 kroków. To takie drobne cegiełki, które co jakiś czas można dorzucać do rutyny dnia codziennego. Jest nawet dzienniczek tych aktywności, jak w szkole.
Co zmieniła w moim życiu?
- Obdarowała mnie gotowym narzędziem, z którego korzystam w pracy z pacjentami z isulinoopornością oferując im wiedzę i gotowe przepisy, których często nie jestem w stanie przekazać nawet na kilku wizytach
- Utwierdziła mnie w przekonaniu, że również tradycyjne potrawy mogą być przyrządzane na zdrową nutę
- Pogłębiła moją wiedzę na temat możliwości diagnostycznych u pacjentów z podejrzeniem insulinooporności. Wierzcie lub nie, ale temat ten nie był do tej pory szeroko dyskutowany nawet w medycznym gronie.
- Zmieniłam świąteczne menu na bardziej zdrowe. W końcu w święta świętujemy, a nie wyrządzamy krzywdę naszym żołądkom i jelitom.
3. „Food Pharmacy” Lina Nertby Aurell, Mia Clase
Jest tak pięknie wydana, jak się w niej nie zakochać!
![Food pharmacy](http://doktornutria.pl/wp-content/uploads/2019/03/recenzjeFP.jpg)
ZALETY:
- Pisze o fascynujących zależnościach w naszym organizmie, które jeszcze kilka-kilkanaście lat temu owiane były tajemnicą.
- Flora bakteryjna i stan zapalny to słowa klucze tej pozycji. Po przeczytaniu osiągniecie w tych tematach co najmniej poziom intermediate.
- Istotą przedstawionej problematyki jest wpływ zawartych w żywności antyoksydantów na wolne rodniki, wywołujące przewlekły stan zapalny. Jest to możliwe tylko przy udziale pewnych rodzajów bakterii zamieszkujących nasze jelita. Zanim jednak osiągną pełen sukces muszą zmierzyć się z licznymi przeciwnościami losu. Brzmi jak niezły thriller i chcąc, nie chcąc, jesteśmy jego bohaterami każdego dnia.
- Opowieść nie jest bardzo rozwlekła, ale spójna i prowadzona w przejrzystych podpunktach.
- Stwarza nadzieję na rozwiązanie wielu nierozwiązywalnych do tej pory problemów medycyny. Tu już nie chodzi tylko o dietę i styl życia. Mówimy o grubych sprawach. Cukrzyca, nadciśnienie, rak. Cień szansy, że choroby przewlekłe mają podłoże zapalne, które można by leczyć m.in. dietą daje ogromną szansę milionom osób.
- Zaleca „tęczowe jedzenie”. Nie, nie musicie grillować jednorożca. Po prostu wybierajcie warzywa w różnych kolorach. A Lina i Mia powiedzą Wam co jest w środku.
- Autorki kochają błonnik i uświadamiają, że jest potrzebny nie tylko osobom cierpiącym na zaparcia.
- Zalecane normy spożycia warzyw (500-2000 g) i dobowej masy stolca (2x 400-500 g) oraz jego prawidłowy kształt (niczym szczyt górski) i czas wędrówki ziarna kukurydzy od zjedzenia do wydalenia (ok. 20-48 h) niejednego czytelnika mogą wprawić w osłupienie
- Zrywa z mitem bezwzględnej szkodliwości węglowodanów prostszych np. ziemniaków poprzez ostudzenie po gotowaniu. Ładnie nazywa się to rekrystalizacją skrobii opornej.
- Pogłębia temat indeksu glikemicznego, wprowadzając też pojęcia wrażliwości insulinowej i gęstości odżywczej produktów
- W sposób przejrzysty przedstawia problematykę właściwego wyboru tłuszczu– co kupować, czemu nie smażyć na oliwie, skąd gasnąca gwiazda oleju kokosowego itp.
- Podnoszą temat temperatury przygotowania posiłków i niech Was nie zdziwi informacja, że nie przekraczamy tu nawet 80 stopni.
- Podchodzi z rezerwą do zaleceń żywieniowych (nawet tych własnych) przedstawiając „Platoński model talerza” (widzę to jako kolejne zastosowanie zasady Pareto) i stawiając głównie na dobre samopoczucie czytelnika i stopniowy proces przemiany.
- „Czasami tak trudno określić, od czago zacząć, że po prostu nigdy nie podejmujemy wyzwania”– to jedno zdanie z tej książki powinno być solą w oku każdego z czytelników. Na szczęście autorki mają całkiem łatwy plan poprawy stanu naszej flory jelitowej.
- Czy już mówiłam, że jest pięknie opracowana graficznie?
Co zmieniła w moim życiu?
- Stworzyłam listę ulubieńców kulinarnych, którzy zawsze są obecni w moim domu: kurkuma, goździki, zielone banany, awokado, cynamon
- Korzystam z niezliczonej ilości przypraw i bogactwa ich antyoksydantów
- Odczarowałam nasiona: siemię, mak, chia, słonecznik, dynia przewijają się codziennie na moim talerzu
- Zapałałam miłością do kiszonek
- Wypijam ten szalony shot z kurkumą
- Bezwstydnie karmię dzieci jarmużem
- Planowanie obiadu zaczynam od warzyw. Dzięki temu zupełnie niechcący ograniczyłam spożycie mięsa
- Nie wyrzucam bez zastanowienia liści rzodkiewki czy marchwi. Zastanawiam się nad tym poważnie, gdy trzymam w rękach produkty ze zwykłego warzywniaka.
- Przygotowuję moje węglowodany zawczasu. Jest to nie tylko szybsze, ale też bardziej zdrowe rozwiązanie.
- Staram się wydłużać przerwę między kolacją i śniadaniem. Pozwalam mojemu układowi pokarmowemu na regenerację (aczkolwiek daleka jestem od idei promowanego przez autorki postu)
- Baczniej przyglądam się zwłaszcza produktom, które podaję dzieciom pod kątem zawartości potencjalnie rakotwórczego akrylamidu (patrz tabele zawartości i owszem, znajdziesz tam np. chleb,kaszki i kleiki)
- Zrewidowałam zalecenia w czasie antybiotykoterapii pacjentów- nie tylko probiotyki w formie naturalnej, ale też spore ilości błonnika są niezbędne, aby jak najszybciej wrócić do formy
A co, jeśli autorki się mylą? No cóż. Jak dla mnie ryzykujesz tylko lepszym samopoczuciem i mocą energii każdego dnia.
4.” Skin coach” Bożena Społowicz
Obawiałam się, że trafię na próżną książkę o tym, jak ładnie wyglądać za wszelką cenę. Lub co gorsza laurkę wystawioną przez autorkę samej sobie.
Nic z tych rzeczy.
Nasze ciało oddaje stan ducha. A wygląd zewnętrzny jest niejako papierkiem lakmusowym tego, jak pracuje organizm tam w środku.
![Skin coach](http://doktornutria.pl/wp-content/uploads/2019/03/recenzjeSC-1024x844.jpg)
Bardzo podoba mi się tytuł podlinkowanej powyżej recenzji. „Jak skin coach zrujnowała moje życie”. Koniec z zakupami w Rossmannie na poprawę humoru. Koniec z 10-tą nikomu niepotrzebną maseczką. Koniec z przypadkową pielęgnacją.
ZALETY:
- dość luźno zahacza o większość sfer dotyczących zdrowego stylu życia. Jest słówko o diecie, sporcie i medykamentach
- eksponuje fakt, że jesteśmy tym, co jemy. I wyglądamy tak, jak żyjemy.
- wykorzystuje proste metody coachingowe (koło skóry) do oceny przyczyn powstawania problemów skórnych. Piękna i zdrowa skóra to tort, składający się z coraz to mniejszych kawałków. I tak autorka zanim zabiera się za skórę w ściśle kosmetycznym znaczeniu, świetnie rozpracowuje poszczególne kawałki tortu. Czyli styl życia, dietę i pielęgnację.
- określa ramy czasowe, w których można spodziewać się pierwszych efektów zmian. Nastawiamy się minimalnie na 6 tygodni zmian, aby rzetelnie ocenić ich skutki.
- opisuje fizjologię naszego największego organu. Ułatwia w ten sposób samodzielny wybór substancji, które w kosmetykach faktycznie mają szansę zadziałać. Oraz wyłapywanie chwytów marketingowych, mających za zadanie czczymi obietnicami, jedynie zwiększyć sprzedaż danego produktu.
- Systematyzuje wiedzę dotyczącą podtypów skóry. Nie jest to klasyczny podział na skórę: tłustą, suchą i mieszaną. Ba! Autorka twierdzi nawet, że ten ostatni podtyp nie istnieje! Mamy tu 2 podstawowe grupy: genetyczne (cera tłusta płytko unaczyniona i bez widocznych naczyń krwionośnych oraz analogicznie sucha płytko unaczyniona i bez widocznych naczyń krwionośnych) oraz środowiskowe (cera problematyczna, interaktywna, hiperpigmentacyjna oraz przedwcześnie starzejąca się)
- Wylicza składniki przeciwskazane dla konkretnych podtypów skóry. Dzięki temu świadomie możemy dobierać nasze kosmetyki, nie tylko kierując się ich dostępnością/ ceną/ pięknym zapachem czy kolorowym opakowaniem.
- Systematyzuje też prawidłową kolejność zabiegów (zwłaszcza częste błędy w kolejności krem pod oczy-serum-krem na twarz- filtr UV- makijaż)
- Pracuje metodą małych kroków. Z tym, że najpierw wprowadza kroki skutkujące największymi efektami. Najpierw odbudowa (oczyszczanie i krem), a dopiero potem antyoksydacja, filtry UV, i uwielbiane przez nas kobiety odmłodzenie (czyli wszystkie te fikuśne i kolorowe zabiegi, którymi lubimy sobie dogadzać). W tej kolejności.
- Przygotowuje konkretny plan pielęgnacji dla każdego z podtypów. Bazuje tu na schemacie piramidy, gdzie podstawowe zabiegi są podstawowe i basta!
- Minimalizuje ilość stosowanych kosmetyków
- Zawiera listę konkretnych preparatów zalecanych dla danego typu skóry. Nie, nie musicie kupić ich wszystkich, żeby wypełnić jedyny, skuteczny, magiczny plan. Ale ich składy są cenną inspiracją i przypomnieniem, z czym w danym rodzaju zaburzeń należy walczyć w pierwszej kolejności
- Zaleca budowanie bazy kosmetycznej od 2 najważniejszych produktów i stopniowe uzupełnianie wyposażenia kosmetyczki w zależności od reakcji skóry
- Rozróżnia pielęgnację wieczorną od porannej. Tak, aby przygotować skórę do zadań, które ma pełnić przez najbliższe godziny. Ponadto określa je mianem rytuałów, co zapewnia +10 do ich atrakcyjności
- Podaje przepisy na rozmaite kosmetyki, które możecie stworzyć w domu- od toników, poprzez żele pod prysznic, aż po szminkę
Co zmieniła w moim życiu?
- Moja kosmetyczka skurczyła się tak bardzo, że nie muszę jej przepakowywać przed wyjazdem
- Myję twarz mydłem a nieużywaną butelkę filtrującą wykorzystuję obecnie w łazience do wygodnego spłukiwania skóry, gdy nie chcę używać kranówki
- Odkryłam bogactwo przepięknie pachnących i bardzo funkcjonalnych hydrolatów
- Tonizuję skórę po każdym myciu, a twarz przecieram gazikiem bawełnianym z apteki (świetny zamiennik peelingu)
- Nie stosuję kremu na noc
- Praktycznie nie używam już balsamów do ciała
- Stosuję filtry UV o wiele bardziej regularnie niż dotychczas
- Celebruję szczotkowanie włosów (i ciała!).
- Wygospodarowałam kilka minut dziennie na pielęgnację większą niż prysznic i przestałam mieć z tego powodu wyrzuty sumienia
- Zmieniłam podejście do makijażu. Zamist tuszować niedoskonałości pielęgnuję skórę tak, aby ich nie było. Pozbyłam się drogeryjnego podkładu, sprawiłam sobie kosmetyki mineralne. Makijaż robię rzadziej i dla przyjemności, a nie z przymusu.
- Polubiłam pielęgnację celowaną. Dzięki określeniu typu skóry i czarnej liście składników dużo łatwiej było mi samodzielnie dobrać odpowiednie preparaty.
- Czytanie etykiet kosmetyków weszło mi w krew i stało się czymś naturalnym, jak sprawdzanie składu produktu w sklepie spożywczym.
- Pozbyłam się nawyku kupowania i nakładania różnych dziwacznych i wypakowanych chemią mikstur dla poprawy humoru (co nie znaczy, że takie zabiegi w ogóle są pozbawione sensu)
- Uwierzyłam, że będę mieć kiedyś skórę normalną i obserwuję realną poprawę jej stanu praktycznie z dnia na dzień
5. „Wyrzuć chemię z domu”, Ewa Kozioł
Pozycja klamra, połączona z wymienioną na samym początku książką Julity Bator, szyldem wspólnego wydawnictwa.
![Wyrzuć chemię z domu](http://doktornutria.pl/wp-content/uploads/2019/03/recenzjeWCZD-1024x683.jpg)
Tak to się dzieje najpierw inaczej jemy. Potem trochę więcej się ruszamy. Nie chcemy tylko chudnąć, ale też zachować (lub odzyskać!) zdrowie. Marzy nam się także lepszy wygląd. I na końcu lądujemy w alternatywnej rzeczywistości w ochronnych goglach z wiadrem boraksu w jednej ręce i tarką do szarego mydła w drugiej.
ZALETY:
- Przybliża regulacje prawne w odniesieniu do kontroli bezpieczeństwa (jej braku) składu kosmetyków
- Przedstawia podstawowe substancje umożliwiające produkcję własnych detergentów i kosmetyków. Dzięki temu wszystkie te nad- i podtlenki wydają się bardziej znajome i jesteśmy bardziej chętni, żeby rozpocząć z nimi współpracę w służbie czystości naszych domów.
- Podaje gotowe przepisy na podstawowe substytuty popularnych środków czyszcząco-myjąco-upiększających
- Zachęca do minimalizmu w gospodarowaniu czasem, pieniędzmi i przestrzenią
- Udowadnia, że ekologiczne sprzątanie/ dbanie o urodę może być dużo tańsze i szybsze niż korzystanie z gotowych rozwiązań
- Zawiera tabelę prozdrowotnych właściwości popularnych warzyw i owoców, które pozwalają traktować je jako element terapii (są nawet przepisy na ziołowe preparaty lecznicze)
Co zmieniła w moim życiu?
- Uświadomiłam sobie z jak olbrzymią ilością substancji codziennie stykam się ja i moi najbliżsi. Mimo tego, że już od lat prowadzimy naprawdę sensowną dietę.
- Odkryłam wspaniały świat produkcji własnych kosmetyków
- Nauczyłam się korzystać w pierwszej kolejności z surowców, które mam pod ręką. Rośliny, drżyjcie!
- Teraz to już prawie w ogóle mam zniszczone życie:) I z rzadka zaglądam do drogerii. Chyba, że prowadzą specjalną linię produktów z nadwęglanem sodu w kilogramowych paczkach.
- Mam swoją małą szafeczkę z półproduktami do przyrządzania środków chemii gospodarczej.
- Więcej planuję. Trzymam rękę na pulsie, jeśli chodzi o zapas np. mydła w płynie. Jeśli go zabraknie- biada nam! (w końcu można z niego przyrządzić jakieś 148 innych produktów)
- Traktuję moje alchemiczne przygody jak gotowanie i świetnie się przy tym bawię!
A co jeśli, drogi Czytelniku, powiesz, że…
Tej wiosny nie mam mocy na zmiany, co dalej?
Oczywiście polecane przeze mnie pozycje wcale nie są zarezerwowane tylko na tą jedną porę roku. Nie wszyscy są gotowi na wielką przemianę wraz z utopieniem Marzanny i to też jest w porządku.
Proszę Was jednak : zaznaczcie gwiazdkę przy tym poście i wróćcie do niego, kiedy będziecie już mieli dość dotychczasowych błędów. Naprawdę warto. W czeluściach internetu/ bibliotecznych regałów warto odnaleźć pozycje wartościowe, które pozostawiają czytelnika nie tylko z porządną garścią wiedzy, ale też nie odzierają go przy tym z poczucia własnej wartości.
Można wykorzystać je w dowolnym dogodnym momencie. Sami będziecie wiedzieć, kiedy kryska przychodzi akurat na Was. Kiedy już nie potrafimy dłużej się oszukiwać, że codzienne pochłanianie paczki chipsów wieczorową porą jest ok. Że stres, że praca, że choroba, że dzieci.
A kiedy już przyjdzie i poczujecie wypełniającą Was chęć zmiany… otwórzcie którąś pozycję i chłońcie informacje praktyczne oraz dobrą energię, która płynie z jej kart!
![dziecko nie je](http://doktornutria.pl/wp-content/uploads/2019/04/niejadek-75x75.png)
![](http://doktornutria.pl/wp-content/uploads/2018/10/top-10-badania-jesien-75x75.png)